Tak naprawdę główny cel tego wyjazdu był jeden - rejs po Wiśle. Pływałem już statkami wycieczkowymi po Balatonie, polskim morzu i jeziorze Jamno, mam na koncie spływ z flisakami po Dunajcu... a rejs na Wiśle w Krakowie jakoś mnie ominął. Jednak zanim przejdę do samego rejsu - Kraków to jedno z tych miast, gdzie znalezienie miejsca do zaparkowania jest olbrzymim wyczynem, nawet jeśli posiada się kartę parkingową. Dlatego często przed takimi wyjazdami planuje nawet to gdzie będzie mi najwygodniej zaparkować - czasem jest to jakieś centrum handlowe, albo urząd miasta, który w sobotę czy niedzielę i tak jest nieczynny, a zwykle jest tam przynajmniej jedna "koperta". Tym razem parkować miałem na parkingu podziemnym "Wawel", niemal przy samej Wiśle, ale na szczęście po drodze trafiło się jedno wolne miejsce przy ulicy, położone może 500 metrów od brzegu rzeki.
Po dotarciu nad rzekę (okolice skrzyżowania ulicy Zwierzynieckiej i Powiśla) niemal od razu zauważyłem kilka przycumowanych przy brzegu statków wycieczkowych, z których jeden miał odpływać za jakieś 15 minut. Był to statek "Horyzont", zacumowany za barką-restauracją "Arkadia". Dosłownie "za" - trzeba było najpierw wejść na pokład restauracji, przejechać wzdłuż tylnej ściany i dojechać do wejścia na statek wycieczkowy. Bilety na rejs można kupić online, ale ja kupiłem je na miejscu, w kasie znajdującej się na kolejnej barce, obok Arkadii. Cena godzinnego rejsu wynosi 70 zł od osoby i obejmuje trasę w kierunku Klasztoru Sióstr Norbertanek, zwrot w przeciwnym kierunku, trasę mniej więcej do mostu Powstańców Śląskich i powrót do przystani niedaleko Mostu Dębnickiego.
Ze wszystkich rejsów, w których do tej pory brałem udział, ten wymagał chyba największego wygimnastykowania jeśli chodzi o to, co trzeba zrobić, żeby dostać się na pokład statku. Zwykle da się swobodnie wjechać wózkiem po trapie i, nawet jeśli na sam pokład widokowy prowadzą schody, to można sobie stanąć gdzieś na rufie lub dziobie statku - jedyna niedogodność jest taka, że zwykle strasznie tam wieje i jest zimno. Raczej nie lubię odbywać takich rejsów z dolnego pokładu, bo okna tam są małe i niewiele widać. Natomiast w przypadku "Horyzonu" sprawy się nieco "skomplikowały" - pierwsza przeszkoda to trap prowadzący na pokład restauracji, miał on formę takiego mocno wygiętego "mostku", pod który samodzielnie może być niektórym ciężko podjechać.
źródło: rejsy.kraków.pl
Potem wejście na pokład właściwego statku - miało bardzo wysoki stopień na zewnątrz i dodatkowo zaraz za nim stopień w dół, a następnie kilkanaście schodów do góry, na pokład widokowy, zlokalizowanych zaraz po lewej stronie od wejścia na statek. Tak więc jeszcze przed wejściem na pokład musiałem zejść z wózka i dostać się do środka oraz na pokład widokowy o własnych siłach, a przejście przez główne wejście odbyło się niemal na czworakach. :D Na szczęście schody w środku miały barierkę, ale same stopnie były bardzo krótkie, więc ryzyko spadnięcia nie było zerowe. ;) Generalnie innym osobom niepełnosprawnym polecał bym jakiś inny statek - ten wybrałem dlatego, że za chwilę odpływał, a poza tym jestem na tyle sprawny, że takie bariery na szczęście jestem w stanie pokonać.
źródło: rejsy.kraków.pl
Jeśli chodzi o samą wycieczkę to jest fajnym sposobem, żeby zobaczyć Kraków z nietypowej perspektywy i bardzo relaksującym sposobem na spędzenie czasu. Jeśli przy okazji wyposażycie się w aparat, to można z pokładu statku zrobić całkiem fajne zdjęcia, których nie zasłonią Wam spacerujące po Krakowie tłumy turystów.
Mówcie co chcecie, ale dla mnie Hotel Forum ma niesamowity klimat
W głowie mam jeszcze plan na rejs pod opactwo Benedyktynów w Tyńcu, ale taki rejs zajmuje ok. 4 godzin, jest to więc wyprawa na większość dnia.
Co do samego Krakowa - z zadowoleniem zauważyłem, że na Starówce już trudno trafić na stare, brukowane ulice i chodniki, szczególnie na samym Rynku. Kiedyś było to miejsce, po którym niezwykle trudno było się poruszać wózkiem, teraz jest gładkie jak stół. Cieszę się, że nie upieramy się przy starych, mocno niepraktycznych rozwiązaniach w imię zachowania czegoś "starego". Podobno Poznań też się już tego bruku pozbył z rynku - zobaczymy pod koniec października. ;) Szkoda natomiast, że wiele restauracji w okolicach Rynku dostępnych jest tylko po schodach. Oczywiście w sezonie wakacyjnym są tam ogródki na zewnątrz, z obsługą kelnerską, ale nie wiem jak jest na przykład zimą - jeśli większość z tych ogródków znika to mamy pewien problem.
Przy okazji, zauważyłem, że pod samym Wawelem znajduje się kilka nietypowo oznakowanych miejsc postojowych dla niepełnosprawnych. Nie są to charakterystyczne niebieskie "koperty", a miejsca z piktogramem osoby na wózku, namalowanym bezpośrednio na ulicy, jeśli dobrze pamiętam - w okolicy Pomniku Ofiar Katynia. Samo podejście z nabrzeża Wisły do rynku też nie wymaga jakiegoś specjalnego wysiłku, chociaż zdawać by się mogło, że droga tam będzie prowadziła pod górę. Nadal jednak przede mną dostanie się na sam Wawel - to już będzie o wiele większe wyzwanie, które zostawiam sobie chyba na przyszły rok.