Zdaję sobie sprawę, że mój olbrzymi sentyment do Mielna jest w dużej mierze wywołany tym, że przeżyłem tam jedną z najlepszych przygód mojego życia. Tak już z nami jest, że najchętniej wrócilibyśmy do czasów kiedy wszystko było fajne, proste, normalne - i głównie takie rzeczy zapamiętujemy, co nieco wykrzywia nam spojrzenie na to co było. Od czasów liceum jedną z moich największych pasji jest muzyka (czemu poświęcę osobny wpis), a w 2008 roku udało mi się wziąć udział w organizowanym przez portal FTB.pl (swego czasu największe źródło informacji o wydarzeniach ze świata muzyki klubowej) kursie DJskim. Certyfikatu co prawda nie dostałem, ale noce w "kanciapie" przy nieistniejącym już Domu Wczasowym "Jutrzenka", spędzone na treningach miksowania pamiętam do dziś.
Od tamtej pory w Mielnie bardzo dużo się zmieniło, nie wszystko na plus, o czym za moment, ale jakoś do tej pory nie udało mi się znaleźć innego miejsca, gdzie czuł bym się tak bardzo "jak u siebie" - tak ze względów na klimat jak i infrastrukturę. A kiedy jeszcze mogłem połączyć urlop z wyjazdem na festiwal odbywający się 30 km dalej - to były idealne wakacje. Mielno to moja ulubiona nadmorska miejscowość, do której zawsze przyjeżdżam z radością i wyjeżdżam z ogromnym smutkiem. Niegdyś była nazywana "polską Ibizą", bo w szczycie swojej świetności w centrum działało ok. 10 klubów, a do tego na każdym kroku rozbrzmiewała muzyka - czy to puszczana przez turystów, czy ze stoisk i straganów. I to nie "radiowe hity", a prawdziwa muzyka klubowa. Poza tym, to właśnie w Mielnie DJ Kris po raz pierwszy zrobił swoje słynne imieniny, znane pod nazwą "3 dni śmierci", które potem przerodziły się w Sunrise with Ekwador i Sunrise Festival.
No i kto nie kojarzy "Mielno niszczy każdego", które stało się chyba pierwszym prawdziwym polskim, youtubowym wiralem?
Jak wspomniałem, moja przygoda z Mielnem zaczęła się w 2008 roku, rok później był powrót na drugi egzamin o certyfikat (którego znowu nie zdałem :D ), potem dłuższa przerwa... I kiedy w 2018 pojawiłem się tam znowu, przejazdem, na kilka godzin - zaczęło się kombinowanie jak tu zorganizować sobie dłuższe wakacje bo poczułem "to coś". Pierwsza okazja nadarzyła się już w 2019 roku, choć nie do końca wszystko wyszło wtedy tak jak sobie wymarzyłem, nie wziąłem bowiem pod uwagę jednej, drobnej kwestii - jak głośne potrafi być centrum Mielna w długi, czerwcowy weekend. W 2008 roku jakoś mi to nie przeszkadzało... :D
Sama miejscowość poza sezonem wakacyjnym jest dość "martwa" i cicha, na pewno nie ma tam takich tłumów jak w trakcie wakacji, ale już nawet te parę wolnych dni w czerwcu wystarczy, żeby się przekonać, że nocleg w samym centrum to nie jest najlepszy pomysł jeśli chcesz się wyspać. Nocowałem wtedy w "Albatros Medical Spa" - przy głównym deptaku, naprzeciwko nieistniejącej już wtedy Jutrzenki, tak więc w nocy było naprawdę głośno. O ile mogę polecić centrum Mielna jako miejsce gdzie ciągle coś się dzieje, o tyle nocleg lepiej organizować sobie z dala od tamtego punktu, no chyba, że ktoś planuje kłaść się spać o 8:00 rano. Co do samego obiektu, to był to zwyczajny ośrodek wczasowy o przeciętnym standardzie, chociaż na jego plus świadczyło, że miałem do dyspozycji "studio" czyli dwa pokoje. I balkon, a jakże, na deptak. Teraz widać, że Albatros przeszedł jakiś remont, ale nie wiem jak wyglądają pokoje. Ze swojego pobytu w 2019 pamiętam jeszcze, że był tam basen, ale chyba z niego nie korzystałem i nie wiem na ile jest przystosowany.
Wtedy (a może nawet już wcześniej, w czasie tej wycieczki z 2018?) moją uwagę zwrócił nowy kompleks apartamentowców przy promenadzie nad samym morzem - Dune Mielno. W 2021 roku zarezerwowałem tam pobyt po raz pierwszy, a od tamtej pory jeżdżę co roku. Dlaczego akurat tam i dlaczego w ogóle apartamentowiec zamiast zwykłego hotelu? Wiem, że niektórych trzęsie na samą myśl o wspieraniu biznesu "apartamentów na wynajem krótkoterminowy", ale mam (nie)stety ku temu bardzo konkretne powody.
Odkąd mam samochód i aktywnie podróżuję, strasznie mnie irytuje podejście hoteli i ośrodków wypoczynkowych do osób niepełnosprawnych. Pomijając potrzebę większego pokoju czy łazienki, żeby się w nich sensownie poruszać wózkiem, taka osoba to klient, turysta jak każdy inny i zupełnie tak jak inni chciałby mieć pokój z fajnym widokiem czy dostęp do wszystkich opcji, które oferuje dany ośrodek. Niestety, często dostajemy pokoje na parterze, z widokiem na parking albo inne zaplecze, a do tego dopiero po rezerwacji i przyjeździe na miejsce okazuje się, że na przykład basen nie jest dostępny, bo po drodze są do pokonania schody - ale oczywiście cena wcale nie jest z tego powodu mniejsza. Dwa razy nawet zdarzyło mi się, że nawet wejście do budynku jest niemożliwe, bo podjazd jest tak stromy, że korzystanie z niego może skończyć się wypadkiem (o ironio), albo w ogóle takiego nie ma. Pozdrawiam w tym miejscu szefa pewnego hoteliku z domkami pod lotniskiem Okęcie, który po moim przybyciu skręcał podjazd z drewnianych desek. ;) Fajnie, że mu się chciało, ale szkoda, że informacje o stanie obiektu nie końca zgadzały się z rzeczywistością. Albo inny przykład - zajazd pod Płockiem, w lasku i nad jeziorem, przy drodze wjazdowej do miasta. Pokój oznaczony piktogramem osoby na wózku znajdował się pod schodami i był małą, ciemną klitką. Na szczęście nie planowałem tam noclegu, byłem jedynie przejazdem. Podobna sytuacja z malutkim pokojem była w Ustroniu - tam był nawet problem z zasięgiem internetu.
Ktoś mógłby w tym miejscu powiedzieć "ale w takim razie od czego jest telefon, mail, można spytać o warunki na miejscu". Parafrazując klasyka - można, ale po co? Czemu wszystkie tego typu informacje nie są podane od razu w opisie obiektu? To nie powinna być sprawa klienta, żeby się upewnić, że na pewno wszystko zgadza się z opisem. A poza tym - czemu właściciele nie inwestują w dostępność? Wiem, wiem, pytanie retoryczne - nie inwestują bo nie mają wielu gości niepełnosprawnych, a ci nie przyjeżdżają bo boją się niespodzianek i tak koło się zamyka. Jeszcze do niedawna serwis Booking.com miał zestaw dość ubogich i w dodatku wzajemnie się wykluczających filtrów jeśli chodzi o udogodnienia dla osób niepełnosprawnych - teraz jest trochę lepiej, ale jak widać na podanych przeze mnie przykładach, często tych informacji nikt nie weryfikuje.
Zamiast takich niespodzianek, w Dune mam do dyspozycji: salon z widokiem na morze, osobną sypialnię i w pełni urządzony aneks kuchenny - wszystko o łącznej powierzchni 52 metrów kwadratowych, z całkiem przestronną jak na moje potrzeby łazienką, do tego garaż podziemny, dostęp do basenu "pod chmurką" (z bardzo pomocnymi ratownikami) i dwie restauracje pod nosem, a w bonusie jest jeszcze Żabka. Do pełni szczęścia w tym konkretnym apartamencie brakowało tylko porządnego ekspresu do kawy. ;) Oczywiście wszystko całkowicie dostępne dla niepełnosprawnych i za cenę niewiele wyższą niż (podkreślam) DOBRY, ładnie położony, acz i tak mniejszy pokój hotelowy nad morzem w sezonie. A w moich podróżach często udaje mi się znaleźć miejsca sporo tańsze niż pokoje hotelowe, których standard bywa, jak opisałem wcześniej, co najmniej wątpliwy. Za siedem nocy w tym konkretnym pokoju trzeba zapłacić 6 tys. złotych, ale są też opcje tańsze, wszystko zależy od wielkości, położenia i widoku z okna. Poza tym, wakacyjny wyjazd organizuje się raz do roku i wychodzę z założenia, że aby w jego trakcie dobrze odpocząć, powinien być zrealizowany z zachowaniem odpowiednich warunków.
Z Dune jest bezpośredni dostęp do Promenady Przyjaźni, którą można się dostać zarówno w kierunku centrum Mielna, jak i kawałek w drugą stronę - w kierunku granicy z dzielnicą Unieście. Kilka lat temu promenada została uzupełniona o nowy fragment, zbudowany z metalowych podestów z drewnianym chodnikiem i podjazdem.
Fantastycznie obserwuje się stamtąd morze i nocne niebo bo praktycznie nic nie przesłania widoku. Po jednym z alertów Karola Wójcickiego z "Z Głową w Gwiazdach" próbowałem nawet złapać obłoki srebrzyste, ale niestety nie były widoczne w tej części wybrzeża.
A tutaj cały spacer w kierunku Unieścia - na stadionie widocznym po prawej stronie w 1/3 nagrania w 2008 roku miały miejsce pokazy kaskaderskie ekipy z Czech - kolejna rzecz, którą pamiętam do dzisiaj. Oryginalny dźwięk zastąpiłem jednym ze swoich setów, nagranych parę lat temu - żeby oszczędzić Wam odgłosu terkotu kółek wózka po kostce brukowej. ;)
Za podestem jest też odcinek z kostki brukowej, prowadzący po pomnika lotników, ale zaraz za pomnikiem są już schody, więc i tak trzeba wrócić w kierunku zjazdu do głównej ulicy. Natomiast cały dostępny dla wózków odcinek promenady pozwala na całkiem długie spacery - moja regularna trasa to było dojście do końca metalowych podestów, zjazd w kierunku ulicy, spacer wzdłuż niej do centrum i stamtąd znowu nad morzem do apartamentowca - łącznie ponad 4 km. W trakcie tygodniowego pobytu i przy sprzyjającej pogodzie mogłem w ten sposób nabić spokojnie 30 km. Poniżej również filmik, uwaga - ma niecałą godzinę, również uzupełniłem go nagranym przez siebie setem, ale jak ktoś nie ma czasu to może sobie puścić go w dwukrotnym przyspieszeniu.
Poza spacerami i zwiedzaniem straganów Mielno może zaoferować jeszcze sporo lokali gastronomicznych, z których zdecydowana większość jest przystosowana dla niepełnosprawnych albo po prostu ma ogródki na zewnątrz - i do tego wcale nie trzeba długo szukać by uniknąć "paragonów grozy" - zresztą Książulo zrobił na ten temat ostatnio filmik, więc polecam sprawdzić co udało mu się zjeść i za ile. Jeśli chodzi o dostęp do plaży, to są dwa zejścia z podjazdami dla wózków - niedaleko centrum oraz w Unieściu. W obu przypadkach, oprócz podjazdów, są drewniane chodniki prowadzące w głąb plaży, chociaż nie do samego morza, a o jakiejś przebieralni czy specjalnym rowerku wodnym można zapomnieć. Takie atrakcje widziałem do tej pory jedynie w Świnoujściu. Brakowało mi też jakiegoś baru plażowego, oczywiście z dojazdem - tutaj doskonałym przykładem jest gdańska Moloteka, a ostatnio coś podobnego pojawiło się w Kołobrzegu i też jest możliwość dojechania po drewnianym chodniczku. Miejsce to jednak nie znajduje się, jakby można było przypuszczać, w centrum przy Molo, a nieco dalej na wschód, w rejonie gdzie powstają nowe... tak, zgadliście - apartamentowce. Poniżej wrzucam zdjęcia zrobione w Kołobrzegu, a zjazdy z Mielna możecie zobaczyć na wstawionych wyżej filmikach ze spacerów.
Ostatnie dwie atrakcje Mielna o jakich warto wspomnieć to rejs statkiem wycieczkowym "Mila" (obsługa pomaga się dostać na pokład) i możliwość odwiedzenia położonych w odległości 20km ogrodów Hortulus w Dobrzycy. Właściwie to jednego ogrodu (Spectabilis), bo niby są dwa, ale tylko w jednym można się poruszać wózkami, wjeżdżać tam z wózkiem dziecięcym, itp. Czas zwiedzania to około 2 godzin, można robić zdjęcia, a cena biletu ulgowego to 44 PLN. Co do statku "Mila", pływającego po jeziorze Jamno, to wycieczka taka trwa około godziny, a cena to 40-50 PLN. Można się też po prostu przespacerować przy jeziorze, ale ścieżka jest nieutwardzona, poza tym plac, którym było tam najłatwiej się dostać, obecnie jest zastawiony przez objazdowe wesołe miasteczko i w tym roku nie sprawdzałem czy jest jakieś inne dojście.
Niestety, nie wszystko w Mielnie jest już takie jak to zapamiętałem z 2008 roku... Właściwie to z tamtego klimatu zostaje coraz mniej. Z miejscowości niejako "dedykowanej" imprezowiczom i młodym ludziom Mielno próbuje stać się luksusowym kurortem, celującym chyba przede wszystkim w turystów z Niemiec. Z obecnych niegdyś 10 klubów pozostały dwa, z czego jeden otwiera się tylko na wakacje. Muzyki na ulicy prawie nie słychać, a jak już to pop i eskowe hity, a nie muzykę klubową. Chociaż przynajmniej w tym roku trafiła się grupka ludzi, którzy ustawili konsoletę DJską na plaży i coś tam pogrywali. W nocy jest też dużo bardziej pusto niż to miało miejsce jeszcze parę lat temu.
Do tego władze Mielna jakiś czas temu zdecydowały się na gruntowny remont głównej drogi przez miejscowość. Stare betonowe płyty zastąpił asfalt, poszerzono i wymieniono nawierzchnię chodników, dodano je też tam gdzie nie było ich wcześniej, a wszystko uzupełniono pasami drogi dla rowerów, biegnącymi w obie strony. Niby wszystko super, szczególnie te nowe chodniki, tylko, że rewitalizację wykonano w jeden z najgorszych możliwych sposobów, czyli pozbywając się praktycznie wszystkich drzew rosnących przy drodze - pozostawiono jedynie te, które rosną w centrum. Jednym słowem, zastosowano klasyczny przypadek pójścia w betonozę - tam, gdzie wiele miast się z niej wycofuje (np. moje Katowice), Mielno wycina kilkadziesiąt drzew. Gdzieniegdzie powciskano jedynie malutkie trawniczki i ustawiono betonowe okręgi z wsadzonymi w nie drzewkami, które pewnie w tej sytuacji i przy obecnych temperaturach nie przetrwają nawet pięciu lat. Te ustawione przy okazji pierwszego etapu rewitalizacji, właśnie około pięciu lat temu, już wyglądają jakby ledwo żyły.
O tym, że trudno znaleźć cień idąc główną drogą, nawet nie wspomnę, a problemu korków przy wjeździe i wyjeździe z Mielna w sezonie wakacyjnym oczywiście i tak to nie zlikwidowało.
Z mojego wypadu w Zachodniopomorskie pojawi się wkrótce jeszcze co najmniej jeden wpis - zahaczający o moją pasję do muzyki, ale przede wszystkim poświęcony festiwalowi Sunrise Festival, na który w tym roku udało mi się wrócić po 16 latach. Tymczasem to tyle - dajcie proszę znać co sądzicie o takim stylu bloga i długości wpisów. Do następnego!