Oryginalnie ten wpis pojawił się na moim blogu na platformie Medium.com w 2018 roku. Tutaj wrzucam go w ramach archiwizacji, by móc spokojnie usunąć tamto konto, poza tym przyda mi się on w testach bloga.
Czy łatwo wózkowiczowi odnaleźć się w Kolonii? Z dostaniem się do większości miejsc nie ma problemu, dotyczy to zarówno sklepów, jak i miejsc użyteczności publicznej oraz zabytków.
Jedyne utrudnienia pojawiają się w przypadku małych sklepów czy tzw. “kiosków” (to nie kioski jakie znamy w Polsce, tylko po prostu małe sklepiki, coś jak nasze Żabki). Niektóre z nich mają przynajmniej jeden, sporej wielkości stopień pod drzwiami. Atrakcje turystyczne też nie przysparzają kłopotów. Najciekawsze miejsca w Kolonii, z Katedrą i Mostem Hohenzollernów na czele, są dostępne, a pod drzwi Katedry prowadzi nawet specjalna winda, która zaczyna się już na poziomie podziemnego przystanku tramwajowego.
Jedyny problem w zwiedzaniu okolic Katedry stanowiła wszechobecna kostka brukowa, która jest chyba zmorą każdego wózkowicza, rowerzysty, matek z dziećmi w wózkach i kobiet w szpilkach - także w Polsce. Nie było jej co prawda na głównym placu pod katedrą, ale bardzo wiele okolicznych uliczek w promieniu jakiś 2 km nadal jest nią wyłożonych. Ba, w Kolonii kostka jest nawet w niektórych budynkach, o czym za chwilę.
A propos Katedry i jej przystosowania - widziałem nawet windę, którą można było wjechać na poziom dachu, znajdującą się na zewnątrz, ale nie korzystałem z niej, bo chodniczek na który się z niej wysiadało wyglądał na dość wąski i niezbyt nadający się dla osoby na wózku.
Kilka słów należy się hotelowi, w którym nocowałem. W ogóle, z noclegiem w trakcie tego wyjazdu była ciekawa sprawa. W ramach moich przygotowań musiałem dwukrotnie ponawiać rezerwację, bo w pierwszych dwóch przypadkach, jak tylko hotel dostawał prośbę o pokój dla osoby na wózku, w odpowiedzi chciano, bym odwołał rezerwację. Powód? Jedyne pokoje dla osób niepełnosprawnych jakie mieli, już były zajęte, a prawo ubezpieczeniowe nie pozwalało im zakwaterować mnie w innym. Podejrzewam, że działa to na takiej zasadzie, że w razie gdyby coś mi się stało, a nie mieszkałbym w odpowiednim pokoju, pojawiłby się problem z wypłatą ubezpieczenia. A gdy już udało mi się zdobyć odpowiedni pokój, musiałem dopłacić 10 euro ekstra za każdy dzień pobytu, bo jedynym przystosowanym lokum był apartament. No cóż, ESL One jest raz w roku.
Padło na Design Sleepy Cologne, znajdującym się 6 przystanków tramwajowych od dworca głównego i 7 przystanków od Lanxess Areny. Hotel okazał się niezwykle interesującym miejscem, dość trudnym do odnalezienia. Mimo, że sam budynek, w którym się znajdował, jest olbrzymim apartamentowcem (mającym jakieś 27 pięter), to odnalezienie hotelu jest wyzwaniem, bo oprócz jednego drogowskazu nie wiadomo którym wejściem można się dostać do środka. Apartamentowiec, w którym się znajdował sprawiał… ciekawe wrażenie, trochę przypominając architektoniczne eksperymenty z okresu PRL-u lat 70 i 80, takie jak osiedle Gwiazdy czy Tysiąclecie w Katowicach, czyli niby nowoczesny, ale toporny, wielki, masywny i mroczny, szczególnie w nocy.
źródło: https://design-sleepy-apart.nrwestphaliahotels.com/en/
A na czym polegała nietypowość hotelu? Otóż… nie miał “typowej” recepcji. Ogólna recepcja budynku znajdowała się na parterze (wyłożonym drobną kostką brukową, dokładnie taką samą jak otoczenie budynku), natomiast w hotelu znajdował się jedynie automat, który po podaniu numeru rezerwacji “wypluwał” klucz do pokoju. Co ciekawe, część hotelową od reszty korytarza oddzielały drzwi na zamek z kodem, który podawało się… wychodząc. Łatwiej więc było wejść do środka niż wyjść.
Sam pokój - rewelacja. Sporej wielkości, z aneksem kuchennym, telewizją satelitarną Sky oraz wyposażoną w odpowiednie uchwyty łazienką, która była nawet dwa razy za duża na moje potrzeby. Może tylko łózko było trochę za wysokie. Łazienka za to miała tylko jeden, za to dość poważny problem. Nie było w niej żadnego krzesła / siedzonka pod prysznicem. Jedyny sposób by z niego skorzystać to albo wjechać własnym wózkiem, czego się oczywiście raczej nie robi, albo myć się na podłodze - tylko, że końcówkę prysznica zamontowano na wysokości jak dla zdrowej osoby. W końcu padło na trzecią opcję, czyli wykorzystanie składanej drabinki z szafki w aneksie kuchennym. Szczerze mówiąc, jak na tej klasy miejsce, brak tak podstawowego akcesorium jest dość dziwne - tym bardziej, że w Polsce można je spotkać nawet w najtańszych miejscówkach.
źródło: https://www.dayuse.co.uk/hotels/germany/design-sleepy-cologne
To tyle na dziś. Nie chciałem zbyt mocno rozciągać tego wpisu, tak więc jeszcze w tym tygodniu pojawi się kolejny, już na temat samego turnieju, jego organizacji i Lanxess Areny. Na tym zakończę temat ESL One i przejdę do kwestii z lokalnego podwórka, aż do końcówki września, na kiedy to planuje kolejny zagraniczny wypad. Tymczasem, do kolejnego wpisu!
Jak się domyślacie, kolejna część już wtedy nie powstała, z różnych względów. Trzymajcie kciuki, aby tym razem moja przygoda z blogowaniem potrwała nieco dłużej. ;)