Oryginalnie ten wpis pojawił się na moim blogu na platformie Medium.com w 2018 roku. Tutaj wrzucam go w ramach archiwizacji, by móc spokojnie usunąć tamto konto, poza tym przyda mi się on w testach bloga.
Powód tej podróży był prosty: przeżyć jeszcze raz na żywo jeden z najbardziej legendarnych i kultowych turniejów Counter-Strike’a na świecie. O samym turnieju możecie przeczytać na łamach portalu GamingSociety.pl, z którym współpracuję, tutaj więc nie będę się na ten temat rozpisywał. Cel tej notki jak i całego “reaktywowanego” bloga jest inny, a mianowicie opisywać moje podróże z punktu widzenia osoby na wózku, choć czasem pewnie będą się pojawiały także inne tematy. Na początek co nieco o podróży i poruszaniu się po Kolonii.
Gdy podróżowałem do Kolonii w 2015 roku, moim transportem był autokar. Tym razem stwierdziłem, że kilkanaście godzin w trasie to zdecydowanie za dużo, padło więc na samolot - konkretnie linie WizzAir. Latałem już z nimi kilka razy i każdemu niepełnosprawnemu mogę polecić ten sposób podróżowania. Cała procedura związana z przelotem osoby niepełnosprawnej polega na zakupie biletu, w czasie którego zaznacza się informację o niepełnosprawności, a potem wykonaniu telefonu na infolinię przewoźnika z podobną informacją, uzupełnioną o dane na temat możliwości w poruszaniu się, potrzebnej asysty, tego jakim dysponuje wózkiem, itp. Potem jeszcze tylko szybka odprawa online na kilka dni przed wylotem i to wszystko.
Na lotnisku na osobę niepełnosprawną czeka pomoc w postaci asystenta, który przeprowadza przez kontrolę na bramkach, a potem odprowadza do windy, która umożliwia dostanie się do samolotu. Podobnie jest na lotnisku docelowym, w tym przypadku Cologne/Bonn Airport. Winda, asystent, odebranie bagażu, potem jeszcze krótka podróż pociągiem prosto z lotniska do centrum Kolonii i można iść w miasto.
źródło: https://www.linz-airport.com
Na dworcu również bez większych problemów: na każdy peron prowadzi winda i to nie taka najtańsza, jakie montuje się na dworcach w Polsce, gdzie trzeba trzymać przycisk danego piętra żeby jechać (a jak ktoś ma niesprawne ręce? ma trzymać nosem?), tylko normalna, porządna winda. Niby Zachód, więc takie kwestie powinny być oczywiste, ale nie zawsze są - pamiętam, że dworzec w Eindhoven w Holandii jeszcze niedawno nie miał windy na peron. Za to z pociągami w Kolonii bywa różnie. Miałem okazje jechać dwoma rodzajami kolei: kolejką miejską oraz kolejami regionalnymi i niekiedy była to trochę loteria. Czasem cały skład był niskopodłogowy, ale na przykład peron był nieco za wysoko, albo na odwrót, pociąg mimo braku stopni miał nieco za wysoko podłogę względem peronu, co widać na poniższych zdjęciach.
W przypadku kolei regionalnej, jechałem nią raz i przystosowany był jeden wagon, ale podłoga w nim tworzyła “rynnę”, więc wydostanie się bez pomocy było utrudnione. Czasem też po prostu trafił się pociąg, w którym do wagonu prowadziły stopnie. Ponieważ nie bawiłem się w zgłaszanie wcześniej przejazdu, nie powiem Wam jak ta pomoc działa, ale na szczęście nie ma problemu gdy przychodzi poprosić o nią współpasażerów, nawet jeśli pojawiały się bariery językowe. Chodzi o moją nieznajomość niemieckiego i ich, w kilku przypadkach, nieznajomość angielskiego. Na szczęście historie o tym, jak to Niemcy w ogóle nie mówią po angielsku w tym przypadku okazały się przesadzone i nie było tak źle.
Autobusami nie podróżowałem, ale nie widziałem żadnego wysoko-podłogowego, natomiast ciekawą sprawą są tramwaje. Wszystkie są wyposażone w wysoką podłogę i rozkładany stopień - kto w Katowicach podróżował tramwajem na pewno kojarzy podobne rozwiązanie w tak zwanych “Helmutach”.
Dopiero po zrobieniu tego zdjęcia zorientowałem się, że sam stoję na takim stopniu, tylko z drugiej strony. Gdyby tak motorniczy zdecydował się go wtedy rozłożyć...
Po Kolonii jeździ ich kilka generacji, ale wszystkie mają tak samo rozwiązaną kwestię wchodzenia do pojazdu. Ale to wcale nie oznacza, że tramwaje te nie są dostępne dla osób na wózkach. Po prostu przystanki tramwajowe mają tam w większości wypadków “perony” o odpowiedniej wysokości i prawie nie ma konieczności rozkładania stopni.
Na trasach, po których się poruszałem, tylko dwa przystanki były z poziomu ulicy, więc motorniczy musiał użyć schodków, ale przystanki są rozsiane tak gęsto, że spokojnie można wysiąść na poprzednim lub następnym i podejść do docelowego. W ogóle tramwaje to chyba najwygodniejsza forma poruszania się po Kolonii, bo jeżdżą dosłownie co chwilę, a linii jest mnóstwo. Ten, którym jeździłem na trasie hotel - centrum kursował chyba co 4 lub 6 minut. Poruszają się też częściowo pod ziemią, pełnią więc funkcję metra i są naprawdę szybkie. Poza tym komunikacja miejska w Kolonii ma jeszcze jeden plus: można kupić jeden bilet, ważny od 3:00 do 3:00 następnego dnia i jeździć wszystkimi środkami komunikacji, włącznie z pociągami podmiejskimi i regionalnymi. Bilet taki kosztuje co prawda 8,60 euro, ale znacznie ułatwia podróżowanie. Szczególnie, że według mojej wiedzy niepełnosprawni turyści niestety nie mają co liczyć na ulgi w zakupie biletów, a kara za jazdę “na gapę” wynosi 60 euro lub nawet 12 miesięcy wiezienia, a kontrolerzy nie znają litości.
To tyle jeśli chodzi o pierwszy wpis. W kolejnym (o ile ten pomysł Wam się spodoba) napiszę kilka słów o hotelu, w którym mieszkałem, przystosowaniu miasta oraz organizacji turnieju z punktu widzenia niepełnosprawnego widza. A w międzyczasie powinien też pojawić się wpis z lokalnego podwórka. No to do następnego!